Płakałam nad losem Nemeczka jak wszyscy. Było mi go bardzo szkoda, współczułam jego rodzinie i przyjaciołom. Przecież był taki dobry, szlachetny i uczynny! Gdy emocje opadły, zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy aby na pewno Nemeczek umarł przez jakieś fatum, pecha.
Doszłam do wniosku, że Nemeczek jak na swój wiek (miał jedenaście lat) nie był zbyt mądry. Wiedział, że jest słabego zdrowia, że jest niedożywiony (w domu krawca nie powodziło się najlepiej), że pogoda sprzyja zachorowaniom, a mimo to postawił wszystko na jedną kartę. Zaryzykował swoje życie w obronie małej Ojczyzny, Placu Broni. Chłopcy ani przez chwilę nie rozważali zmiany miejsca zabaw, dogadania się z Czerwonymi Koszulami - chcieli mieć plac dla siebie. Rozumiem, że można ukochać jakieś miejsce, ale czy warto poświęcać dla niego życie? Rozumiem Nemeczka - on myślał o swojej drużynie, przyjaciołach, o sobie. Tylko czy choć przez chwilę pomyślał o swoich biednych rodzicach? Uważam, że honor i duma są szalenie ważne. Dziś większość ludzi nie rozumie znaczenia tych słów. Trzeba jednak wiedzieć, kiedy należy odpuścić. Nie zawsze "odpuszczenie" wiąże się z porażką, klęską, uległością. I tak sobie myślę, że mam żal do Nemeczka, że dla niego było tylko białe i czarne, że nie mógł choć na jakiś czas schować dumy do kieszeni. Był w końcu dzieckiem, mógł wszystko jeszcze naprawić.
Żal jest tym większy, że znamy zakończenie całej historii. "Czy warto było starać się?" - tak powinien zaśpiewać Janosz Boka, gdy dowiedział się, że Plac zostanie przerobiony na ówczesne blokowisko.
Charakterystyka Nemeczka zawiera zwykle same zalety bohatera - podziwiamy go i stawiamy za wzór. Uważam jednak, że warto też zauważyć tę drugą stronę medalu.